Tyle jeszcze miejsc, których jeszcze nie zobaczyliśmy, a tu po raz nie-wiadomo-który znowu nas ciągnie do Bydgoszczy. Jest w tym mieście coś takiego, że przyjeżdżamy kolejny raz i… jakoś nam się nie nudzi 🙂
Po raz pierwszy zawitaliśmy nad Brdę równiutko 10 lat temu – i teraz w tę okrągłą rocznicę robimy małą Podróż w Czasie.
Wtedy dzieciaki dopiero zaczynały poznawać świat teatru. „Królewna Śnieżka” z zapartym tchem i blaskiem w oczach oglądana w bydgoskiej operze była jednym z pierwszych przedstawień w ich życiu. Dziś repertuar bajkowy już daleeeko za nami, ale nadal lubimy wybrać się rodzinnie na ciekawy spektakl. Teraz nie musimy już dopasowywać się do dziecięcych gustów i razem wybieramy „Księżniczkę Czardasza”. Posiadanie małych dzieci ma niezaprzeczalne plusy, ale to świetne uczucie, gdy podczas spektaklu śmiejemy się z naszymi niemal dorosłymi dziećmi w tych samych momentach, to samo nas wzrusza i intryguje.
Trójmiasto nie postawiło w stronę operetek ani kroku przez ostatnie dziesięciolecie- nadal aby ją obejrzeć, musimy jechać z dala od Opery Bałtyckiej i tu nadal bilety tu są dwukrotnie tańsze niż do gdyńskiego Teatru Muzycznego. W tym względzie czas stanął w miejscu. My zaś – jak pokazują zdjęcia – w miejscu nie stoimy. Jedni dorastają, inni się starzeją 🙂


a tak wyglądamy 10 lat później w tym samym miejscu
Operetkę oglądamy jednak dopiero wieczorem, a w Bydgoszczy spędzamy wcześniej cały dzień. Co robimy? Oto podczas wielkich przedremontowych porządków domowych odnajdujemy grę miejską, której rozwiazywanie zagadek zaczęliśmy przed dziewięciu laty z zamiarem dokończenia w najbliższym czasie 🙂 Wtedy zabrakło czasu i troszkę sił w nogach pięcioletniej Tosi. Dziś co prawda moglibyśmy pobrać na telefon aplikację lub wybrać grę dla dojrzalszych użytkowników, ale jakąż radość zapewnił spacer z wydrukowanym dawno temu egzemplarzem pamiętającym jeszcze bazgroły małych rączek! Miasto co prawda trochę się zmieniło, ale najważniejsze punkty turystyczne i tak pozostają niezmienne. Gra dla kilkulatków nie jest już wyzwaniem, ale zawsze lubimy tak poznawać nowe miejsca- z pewnością obok wielu drobnostek przeszlibyśmy nawet ich nie zauważając. No i po raz pierwszy udaje nam się znaleźć na Rynku o 13.13 i w końcu zobaczyć Mistrza Twardowskiego!


Nieczęsto jesteśmy wszyscy razem w jednym miejscu i w jednym czasie. Nastoletnie drogi rzadko kiedy spotykają się razem- i to jeszcze wraz z rodzicami. Ale gdy już się to zdarza- zabawa na placu zabaw zawsze daje tę samą dziecięcą radość bez względu na to, ile ma się lat!
No i to zupełna nieprawda, że jakoś dziwnie patrzyli na nas rodzice dokazujących obok maluchów…

No i koniecznie nasz projekt „Zdjęcie z przeszłości”. Niedawno na internetowy konkurs przygotowywaliśmy takie właśnie zadanie i okazało się to świetną przygodą. Postanawiamy więc spróbować raz jeszcze i oto odwzorowujemy fotografię z mostku przy słynnym czerwonym krześle. Rodzice wyciągają z dna szafy stare kurtki, dzieciaki nie mogą uwierzyć, że tak niedawno jeszcze ledwo co dosięgały brodą do barierki… Nie pytajcie, jaką minę miał pan, którego poprosiliśmy o naciśniecie spustu w aparacie pokazując mu pierwowzór, który dziś naśladujemy!- w każdym razie bardzo się przejął swoja rolą 🙂
Efekt oceńcie sami:


Mogłoby się zatem wydawać, że rodzinne podróżowanie wygląda zawsze tak samo, bez względu na wiek dzieci. No pewnie, że nie! Nie musimy już przystawać na niekończące się godziny przy każdym słupku, na który koniecznie trzeba się wspiąć. Nie omijamy skrzętnie wszystkich zauważonych w oddali huśtawek z obawy przed ugrzęźnięciem przy niej na wieki. Co godzinę nie szukamy dostępnej dla każdego toalety.
Za to dużą frajdę sprawia nam odkrywanie kolejnych escape roomów (ciekawe, jak się to odmienia?). Rozrywka idealna dla rodzin- uczy współpracy, koordynacji działań, nie wybacza kłótni czy obrażania się na siebie. Premiuje różnorodność w myśleniu, kojarzeniu faktów i pokazuje, że im bardziej się od siebie różnimy, tym więcej możemy zdziałać razem, o ile tylko jesteśmy zgrani. Niestety, z trzylatkiem to żadna przygoda, ale dla ekipy młodzież + rodzice wręcz idealna. My, stare dziadki z niedowierzaniem patrzymy, jak szybko i sprawnie pracują młode umysły, ale i nasza spokojna logika czasem się przydaje. tym razem w pokoju „Legenda miecza” pobijamy nasz rekord i wydostajemy się z pokoju dużo przed czasem.

No i ostatnia zmiana w naszym sposobie podróżowania- jedzenie. Całkiem do niedawna nie było mowy o wykupywaniu noclegu ze śniadaniem, bo wiadomo było, iż dzieci muszą zjeść ulubione płatki z mlekiem. Jeśli obiad, to wyłącznie bar mleczny- posiłek trwał maksimum kwadrans i już małe nóżki musiały tuptać gdzieś na im tylko znane szlaki. Dziś czerpiemy przyjemność ze wspólnego wyboru miłej restauracji, gdzie przy ciekawym daniu w końcu mamy dużo czasu na rozmowy o wszystkim i niczym. To oczywiście nieco droższa rozrywka niż chodzenie po murku za rękę z kilkulatkiem, ale- warto! Bo przecież czas tak gna…
